31 Jakub dał temu miejscu nazwę Penuel, mówiąc: «Mimo że widziałem Boga twarzą w twarz, jednak ocaliłem me życie». 6 32 Słońce już wschodziło, gdy Jakub przechodził przez Penuel, utykając na nogę. 33 Dlatego Izraelici nie jadają po dzień dzisiejszy ścięgna, które jest w stawie biodrowym, gdyż Jakub został porażony w Jana, syna Zebedusza i brata Jakuba. Jego imię, typowo hebrajskie, oznacza: „Pan dał łaskę”. Naprawiał on sieci na brzegu Jeziora Tyberiadzkiego, gdy Jezus powołał go razem z bratem (por. Mt 4, 21; Mk 1, 19). Jan zawsze należy do ścisłej grupy, którą Jezus zabiera ze sobą w określonych sytuacjach. Jest razem z Piotrem i Był on wysokimmężczyzną. Wyglądał surowo. Ton jego głosu był twardy i zdecydowany. Terazzaś przemawiał jak ojciec. Przekonywał dzieci i młodzież, żeby odłożyli na bokplany małżeńskie aż do powrotu Abrahama, Izaaka, Jakuba oraz innych wiernychmężów i niewiast Starego Testamentu. Definitions of biblijny, synonyms, antonyms, derivatives of biblijny, analogical dictionary of biblijny (Polish) Definitions of Parafia św. Jakuba w Ścinawce Dolnej, synonyms, antonyms, derivatives of Parafia św. Jakuba w Ścinawce Dolnej, analogical dictionary of Parafia św. Issachar » biblijny brat Rubena, Judy, Symeona i Zebulona. Issachar » biblijny syn Jakuba i Lei. issachar » syn Jakuba i Lei, brat Rubena, Judy, Symeona i Zebulona. issachar » religioznawstwo. issachar » syn Jakuba i Lei, od którego wywodzi się jedno z pokoleń Izraela. issachar » biblia. issachar » wg Biblii syn Jakuba i Lei pdmVF. Opis Księgi Rodzaju, jak to Rebeka i Jakub podstępem zdobyli błogosławieństwo Izaaka, w każdym kolejnym pokoleniu budzi niepokój wielu wrażliwych moralnie ludzi (Rdz 27). Ktoś mi kiedyś napisał, że po usłyszeniu tej opowieści poczuł głębokie pragnienie odejścia od Boga: "Z trudem to uczucie w sobie stłumiłam. Jednak rana po tym przeżyciu została. W moim odczuciu, jest to fundament wszelkiego sensu i podstawowa orientacja w naszym życiu, że tylko Bóg jest Prawdą. Nie umiałabym wierzyć w Boga innego. Przecież wiara to znaczy: stanąć w prawdzie serca przed Bogiem!" "Dlatego nie rozumiem - pisze dalej ta kobieta - dlaczego w Piśmie Świętym nie padło ani jedno słowo potępiające uczynek Rebeki i Jakuba. A Jakub miał nawet czelność posłużyć się imieniem Boga dla ukrycia swego podstępu. Kiedy go Izaak zapytał: Jakże tak szybko mogłeś coś upolować, synu mój?, on nie mrugnąwszy okiem odpowiedział: Pan, Bóg twój, sprawił, że tak mi się właśnie zdarzyło. Przecież Jakub nie był dzieckiem wtedy, lecz dojrzałym mężczyzną. Jak to możliwe, że Bóg, który jest Prawdą, uznał błogosławieństwo wyłudzone podstępem i fałszywym wzywaniem Jego imienia?" Otóż wielki to dar Boży, że ktoś jasno odczuwa to, co można by nazwać świętością prawdy i bezbożnością kłamstwa. Intuicję tę znajdziemy w Piśmie Świętym po wielekroć. ,,Wstrętne dla Pana są usta kłamliwe - powiada Księga Przysłów - lecz w prawdomównych ma upodobanie" (Prz 12,22). ,,Bądźcie prawdomówni wobec bliźnich. - czytamy z kolei w Księdze Zachariasza (8,16n) - Nie knujcie w sercu zła względem bliźnich, nie przysięgajcie fałszywie, gdyż tego wszystkiego nienawidzę." Jakby wywietrzała z naszej współczesnej świadomości nienawiść kłamstwa, odruch spontanicznego wstrętu wobec posługiwania się kłamstwem. Zadowalamy się ogólnym uznaniem, że kłamstwo jest czymś złym. Ten brak negatywnych emocji w stosunku do kłamstwa wyjaśnia trochę, dlaczego kłamiemy całkiem niemało, choć uważamy kłamstwo za coś złego. Próbujemy się tylko usprawiedliwiać, że nasze kłamstwa są podobno nieszkodliwe (a przecież nawet jeśli jakieś kłamstwo nikomu nie szkodzi bezpośrednio, niestety, chcemy tego czy nie chcemy, wpływa negatywnie na poziom wzajemnego zaufania). Odczuwanie instynktownego wstrętu do kłamstwa bardzo trafnie odnotował kiedyś Joseph Conrad w Jądrze ciemności: ,,Wiecie, że nienawidzę, nie cierpię, nie znoszę kłamstwa, nie dlatego, abym był bardziej prawy od reszty ludzi, ale po prostu dlatego, że kłamstwo mnie przeraża. Ma na sobie znamię śmierci, jakąś cechę śmiertelności - która jest właśnie tym, czego nienawidzę i nie cierpię - o czym pragnę zapomnieć. Gdy stykam się z kłamstwem, czuję się fatalnie i robi mi się mdło, zupełnie jakbym wziął do ust coś zgniłego." Dopiero w perspektywie tej intuicji można zrozumieć tajemnicze stwierdzenia Pisma Świętego, że kłamstwo jest czymś gorszym niż złodziejstwo i w gruncie rzeczy dorównuje swoją niegodziwością morderstwu. ,,Lepszy złodziej niż ten, co stale kłamstwem się posługuje, obydwaj zaś zgubę odziedziczą w spadku" (Syr 20,25). Drugie z wymienionych twierdzeń, stawiając kłamstwo i podstęp obok morderstwa, szokuje nas jeszcze bardziej: "Nienawidzisz wszystkich złoczyńców, zsyłasz zgubę na wszystkich, co mówią kłamliwie. Człowiekiem krwawym i podstępnym brzydzi się Pan" (Ps 5,7). Jakieś światło na tak surowy osąd kłamstwa rzuca Księga Mądrości, która nazywa je zabójstwem duszy: "Usta kłamliwe zabijają duszę" (Mdr 1,11). Szatana, który jest ,,kłamcą i ojcem kłamstwa", zgodnie z tą logiką Pan Jezus nazywa zabójcą: ,,Od początku był on zabójcą i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma" (J 8,44). W ogóle Pan Jezus nie pozostawia cienia wątpliwości co do tego, że brzydzi się najmniejszym nawet pomieszaniem prawdy z kłamstwem: ,,Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi" (Mt 5,37). Toteż ktoś uważnie słuchający słowa Bożego nie będzie zaskoczony, kiedy usłyszy, że na zewnątrz Miasta Bożego znajdzie się, oprócz innych niegodziwców, ,,każdy, kto kłamstwo kocha i nim żyje" (Ap 22,15). To właśnie dlatego taki niepokój budzi w nas opowieść o wyłudzeniu błogosławieństwa przez Rebekę i Izaaka. Jak to możliwe - pytamy zgorszeni - że Bóg takie błogosławieństwo uznał i potwierdził? Otóż sądzę, że wystarczy spokojnie wczytać się w całość tej historii, żeby niepokoje się rozwiały i żeby człowieka ogarnęła chęć wysławiania Boga za to, że nie tylko jest prawdomówny i kocha prawdę, ale że jest również Bogiem wiernym i miłosiernym. Zauważmy bowiem, że na całość tej historii składa się nie tylko podstępne wyłudzenie błogosławieństwa, ale zarówno te wydarzenia, które je przygotowały, jak te, które z niego wynikły. Trzy wydarzenia wcześniejsze rzucają istotne światło na cały ten opis. Po pierwsze, Bóg wybrał sobie Jakuba na dziedzica obietnic danych Abrahamowi, kiedy ten był jeszcze w łonie matki (Rdz 25,22-24). Później Apostoł Paweł tak o tym napisze: "Bliźnięta jeszcze się nie urodziły ani nic dobrego czy złego nie uczyniły - aby niewzruszone pozostało postanowienie Boże, powzięte na zasadzie wolnego wyboru, zależne nie od uczynków, ale od woli powołującego - powiedziano ich matce, Rebece: "starszy będzie służył młodszemu" (Rz 9,11n). Po wtóre, z opisu biblijnego wynika jednoznacznie, że Ezaw mało przejmował się Bożymi obietnicami, jakie otrzymali jego dziadek Abraham i ojciec lzaak, a mówiąc inaczej, nie był człowiekiem pobożnym. Dowiadujemy się o tym z historii o zlekceważeniu przez Ezawa przywileju pierworództwa w obliczu miski soczewicy (Rdz 25,29-34). Wreszcie po trzecie, swój brak pobożności Ezaw potwierdził małżeństwem z dwiema pogankami, które ,,były powodem zgryzoty Izaaka i Rebeki" (Rdz 26,35). Mamy w Nowym Testamencie zapis, że dla pierwszych chrześcijan Ezaw był odstraszającym przykładem, przywoływanym w momencie pokus w wierze: "Oby wśród was nie znalazł się jakiś rozpustnik i bezbożnik jak Ezaw, który za jedną potrawę sprzedał swoje pierworództwo. A wiecie, że później, gdy chciał otrzymać błogosławieństwo, został odrzucony, nie znalazł bowiem miejsca na nawrócenie, choć go szukał ze łzami" (Hbr 12,16n). Czyżby więc te trzy wydarzenia usprawiedliwiały podstęp ze strony Rebeki i Jakuba? Nic podobnego! Dopuścili się oni pożałowania godnego oszustwa. Uwierzywszy Bogu, że Jego obietnica spoczęła na Jakubie, nie potrafili Mu uwierzyć, że On z pewnością znajdzie jakiś sposób na wywiązywanie się z niej. Postanowili Go w tym ,,wyręczyć i swoją wiarę w Boga zmieszali ze swoją ciemną wiarą, jakoby dobry cel mógł uświęcić niegodziwe środki". Jakub tylko tyle ,,zyskał dzięki swojemu oszustwu, że błogosławieństwo, które z pewnością by otrzymał na drodze uczciwej - bo sam Bóg by się o to zatroszczył - wyłudził posługując się krętactwem". Odmierzono mu zresztą dokładnie taką miarą, jaką on zastosował. Podstępne podsunięcie mu za żonę Lei zamiast Racheli (Rdz 29,21-29) było w gruncie rzeczy kopią tego podstępu, jaki on zastosował, wyłudzając błogosławieństwo od swego ojca. Zatem to jednak nie jest tak, że w biblijnych dziejach Jakuba brak nawet jednego słowa potępiającego uczynek Rebeki i Jakuba. Przecież nawet tylko z literackiego punktu widzenia, niefortunny ożenek Jakuba jest rachunkiem, jaki przyszło mu zapłacić za wyłudzenie błogosławieństwa. Później prorocy nieraz wypominali Izraelitom ten podstęp, którym zgrzeszył ich praojciec, a logika ich argumentacji miała postać następującą: nie naśladujmy podstępów naszego praojca, ale zwyczajnie wejdźmy na prostą drogę Bożych przykazań (Oz 12,4; Iz 43,27). Jeszcze jedno pytanie stoi przed nami: Dlaczego Bóg uznał błogosławieństwo udzielone Jakubowi w tak pożałowania godnych okolicznościach? Zamiast odpowiedzi, postawię parę pytań retorycznych: Dlaczego Bóg nie odwróci się od nas ze wstrętem, kiedy grzechami ciężkimi depczemy udzieloną nam na chrzcie godność Jego dzieci, tylko cierpliwie chce łaskę chrztu w nas ożywić? Dlaczego Bóg nie zraża się do małżonków, którzy przystępowali do ślubu z bardzo małą wiarą, tylko czeka, aż się do Niego nawrócą, ażeby mógł ich wreszcie obsypać obfitością łask, wypływających z sakramentu małżeństwa? Dlaczego Pan nasz, Jezus Chrystus, z całą pokorą i miłością zstępuje na ołtarz, aby być obecnym pod postaciami chleba i wina, nawet wówczas, kiedy mszę świętą odprawia kapłan niegodny? Krótko mówiąc: radujmy się i uwielbiajmy Boga! Bo jest On Bogiem wiernym i miłosiernym, a Jego miłość do nas jest niewyobrażalnie większa niż nasze grzechy! opr. aw/aw Ezaw polował i miał swoich zbrojnych (co widać w późniejszej scenie spotkania z bratem). To on wydaje się wzorem prawdziwego mężczyzny, a nie spokojny, mieszkający w namiocie i ukochany przez matkę Jakub, który nigdy nie walczył z ludźmi, nie prowadził żadnej wojny ani zbrojnej wyprawy. Jakub jest znany jako patriarcha. Od niego pochodzą poszczególne rody Izraela. Można powiedzieć, że należy (wraz z Abrahamem i Izaakiem) do podstaw systemu patriarchalnego, a więc do systemu męskiego, w którym rządzą mężczyźni. Bóg zmienił mu imię na Izrael, czyli walczący z Bogiem. Czy taki człowiek nie powinien być wzorem męskości? Kto wie? Ale warto mu się przyjrzeć, by zobaczyć, czego ewentualnie mężczyźni mogliby się od niego nauczyć. On sam wypada ciekawie na tle swojego brata Ezawa oraz teścia i wuja Labana, a także na tle własnych synów. Ezaw Jakub i Ezaw byli bliźniakami. "Gdy chłopcy urośli, Ezaw stał się zdolnym myśliwym i wędrował po polach. Jakub natomiast był człowiekiem spokojnym i mieszkał w namiocie. Izaak kochał Ezawa, ponieważ polował dla niego, Rebeka natomiast kochała Jakuba" (Rdz 25,27-28). Ezaw polował i miał swoich zbrojnych (co widać w późniejszej scenie spotkania z bratem). To on wydaje się wzorem prawdziwego mężczyzny, a nie spokojny, mieszkający w namiocie i ukochany przez matkę Jakub, który nigdy nie walczył z ludźmi, nie prowadził żadnej wojny ani zbrojnej wyprawy. Jedyną walką, jaką stoczył, było nocne zmaganie się z aniołem (Bożym aniołem, a może Bogiem?). Miał to być anioł, który według komentarzy żydowskich nakłaniał go do tego, by nie walczył z Ezawem, swoim bratem. A zatem Jakub walczył z Bogiem (stąd nowe imię Izrael) po to, by nie walczyć z człowiekiem. Jakub był dużo bogatszy i potężniejszy od swojego brata. Miał pełne prawo sądzić, że go pokona. Mógł się jednak spodziewać, że Ezaw zaatakuje, bo miał za co się mścić i miał charakter myśliwego. Jakub przyznawał, że atak Ezawa zagroziłby nie tylko jego majątkowi, ale także życiu i zdrowiu jego rodziny (por. Rdz 32,12). Rozwiązanie siłowe, czyli pokonanie Ezawa (spodziewanego agresora), było wielką pokusą. Całą noc się zmagał, aż doznał zwichnięcia stawu biodrowego. Skoro o wschodzie prosił o błogosławieństwo, a już wcześniej poczynił przygotowania do "udobruchania" brata, więc chyba oparł się pokusie wybrania innej drogi, czyli zbrojnego starcia. Zresztą kontuzja biodra, jeżeli w ogóle nie wykluczała z walki, to przynajmniej przypominała, że nie warto jej podejmować: nigdy nie wiadomo, jak wojna się skończy. Jakub zwykł wszystkie swoje trudne sprawy załatwiać na drodze negocjacji. Był rozsądny, a nawet sprytny. Potrafił udawać. Przewidywał następne kroki. Bardzo kochał swoją rodzinę. Dbał o nią. Nie chciał jej narażać. W tej sytuacji bał się, że jego rodzina zapłaci za oszustwo, którego dopuścił się wiele lat wcześniej, gdy jeszcze był kawalerem. Stąd jego dylemat: walczyć czy nie walczyć z człowiekiem (bratem). Dlatego musiał stoczyć walkę "duchową" nie tylko z Bogiem, ale i z człowiekiem, czyli samym sobą. Laban Drugim tłem dla postawy Jakuba jest Laban. Chodzi szczególnie o jego relację z rodziną, a zwłaszcza z spokrewnionymi kobietami. Bóg polecił Jakubowi odejść od Labana. Co ciekawe, Jakub, ten "wzorcowy" patriarcha, spytał o zdanie swoje żony. One w odpowiedzi dały takie oto świadectwo o ich ojcu Labanie: "Czy mamy jeszcze udział w majątku i dziedzictwie naszego ojca? Czyż nie traktował nas jak obce? Nie tylko wziął za nas zapłatę, lecz także przejadł należny nam posag" (Rdz 31,14-15). I dodały, by ich mąż posłuchał polecenia Boga i razem z nimi uciekł od teścia. Laban handlował swoimi córkami. Bogacił się na miłości Jakuba do młodszej Racheli. Oszukał go, wciskając mu podstępem starszą, niekochaną. Naraził swoją starszą córkę Leę na piekło bycia tą gorszą, niechcianą, drugorzędną żoną. Wszystko po to, by Jakub harował dla niego przez wiele lat. One wolą uciekać z Jakubem, bo wiedzą, że jest inny. Że choć ich nie kocha jednakowo, to jednak dba o nie i ich dzieci, a nawet naraża dla nich życie. Tu znowu musimy wrócić do sceny powrotu Jakuba do Kanaanu i ryzykownego spotkania z bratem bliźniakiem. Jakub podstępnie wykupił od niego przywilej bycia pierworodnym synem i jeszcze podstępniej wyłudził błogosławieństwo swojego ojca, które ten chciał dać Ezawowi. Potem zbiegł przed gniewem brata. Teraz wraca i nie wie, co go czeka. Ezaw nadciąga z czterystu ludźmi. Nie wiadomo, jakie ma zamiary. Co w tej sytuacji robi Jakub? Wysyła przed sobą stada jako dary dla brata. Bardzo rozsądne pociągnięcie. Chce go udobruchać darami. Ale gdy już dochodzi do bezpośredniego spotkania, staje między nadchodzącym bratem i jego ludźmi, a swoimi dziećmi i żonami. Do tego dzieli je na trzy grupy: tuż za nim niewolnice z dziećmi z nich zrodzonymi, potem Lea i jej dzieci, a najbardziej z tyłu umiłowana Rachela i jej syn Józef, którego najbardziej kochał. Zrobił tak, bo gdyby brat zaatakował i zaczął się mścić, mordując jego i jego bliskich, toby się w końcu nasycił zemstą i przestał niszczyć, a wtedy może ocaleliby ci dla Jakuba najcenniejsi. Dlatego umieścił ich najdalej od linii bezpośredniego zagrożenia. A przecież mógł zrobić coś przeciwnego. Mógł postąpić z nimi jak ze stadami, które wysłał wcześniej. Mógł się sam schować za swą rodziną. On jednak wolał zginąć jako pierwszy. Stary dowcip z Bliskiego Wschodu mówi, że przed współczesnymi wojnami mężczyzna zawsze szedł pierwszy, potem jego wielbłąd, a na końcu żona. Teraz gdy jest wiele min, jest dokładnie odwrotnie: pierwsza idzie żona, potem wielbłąd, a na końcu mężczyzna. Jakub diametralne różnił się od Labana. W tej scenie wyraźnie widać, co było dla Jakuba ważne - rodzina czy dobytek. Stanął pośrodku. Przed nim stada - dar dla Ezawa, za nim rodzina, którą zasłania własną piersią. Do tego dzieci były podzielona na trzy grupy. Jakub odróżniał owoc miłości od owocu pracy. I wiedział, co jest cenniejsze. Synkowie Jeszcze jednym kontrastującym tłem dla Jakuba (mężczyzny i ojca) niech będą jego synowie Symeon i Lewi. Mianowicie pewnego razu (por. Rdz 34) córka Lei i Jakuba, Dina, została zgwałcona przez syna króla Sychem. Ale on się w niej zakochał. Gdy Jakub się o tym dowiedział, początkowo milczał. Natomiast, gdy jego synowie wrócili z pól i się dowiedzieli o całym wydarzeniu, zasmucili się i wpadli w gniew. Postanowili wykorzystać zakochanie syna królewskiego i zawarli pakt z mieszkańcami Sychem. Obiecali im małżeństwa mieszane, w tym z ich siostrą Diną, o ile się obrzezają. Ci dali się obrzezać. Ale gdy bardzo cierpieli po tej "operacji" synowie Jakuba (Symeon i Lewi) wtargnęli bez trudu do miasta i zabili mężczyzn. Inni synowie zrabowali, co się dało wraz z kobietami i dziećmi. Wtedy "Jakub powiedział do Symeona i Lewiego: «Postawiliście mnie w trudnym położeniu. Znienawidzą mnie mieszkańcy tego kraju - Kananejczycy i Peryzzyci, a ja przecież mam mało ludzi. Razem uderzą na mnie, zniszczą mnie i mój dom». A oni odparli: «Czy naszą siostrę możemy traktować jak nierządnicę?»" (Rdz 34,30-31). To dramatyczna scena. Z jednej strony honor córki i siostry, a z drugiej przeżycie rodziny. Co powinien wybrać mężczyzna? Pozwólcie dzieciom… Jezus zachęca mężczyzn do przyjmowania dzieci. Robi to wobec tych, którzy je "po męsku" odsuwają. Przyjąć dziecko to przyjąć nieustanną troskę, to zdecydować się na przewidywanie niebezpieczeństw oraz na czuwanie. Gdy Jezus wzywa nas do czuwania, chodzi Mu chyba także o to. Czuwać to stanąć jak Jakub, by bronić (mniejsza o to jak: czy nadstawiając karku, czy strasząc wroga, czy też paktując z nim i przekonując) tych, których się kocha, a którzy beze mnie sobie nie poradzą. A stać się jak dziecko to chyba wiedzieć, że sam sobie nie poradzę, że potrzebuję błogosławieństwa (o które Jakub starał się przy każdej okazji i którego Jezus nie skąpił dzieciom). To znaczy wiedzieć, że ktoś przy mnie stoi i mogę cieszyć się beztroską. Bo jak napisał Ogden Nash (tłum. St. Barańczak): W jakim celu zostali stworzeni rodzice? Dzieciom potrzebne jest dla równowagi coś, na co mogą nie zwracać uwagi. Werner Laubi Opowiadania Biblijne © Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo „JEDNOŚĆ", Kielce 2005 ISBN 83-7224-973-3 Dobrobyt Jakuba Rdz 29,31-30,43 Uwagi wstępne Przegląd synów Jakuba i ich matek: Pokolenie Lei Pokolenie Racheli RubenJózef SymeonBeniamin Lewi Juda Issachar Zabulon ZilpaBilha GadDan AserNeftali Poważanie i pozycja żony zależały od liczby synów, które urodziła, dlatego zrozumiałe jest, że kobieta robiła wszystko, żeby udowodnić swoją płodność. Jeżeli nawet tylko przez pewien czas pozostawała bezdzietna, było rzeczą naturalną, gdy oddawała mężowi swoją służącą, aby dzięki niej otrzymać dziecko. Niewolnica Bilha rodziła na kolanach swojej pani, aby dziecko wywodzące się z jej łona zostało uznane jako Racheli. Początek opowiadania o narodzinach Issachara jest, jednym z rzadkich przekazów ukazujących patriarchów także jako rolników. Również koczownicy posiadający nierogaciznę przy swoim tymczasowym osadnictwie zajmowali się uprawą roli". Jabłka miłości, które znalazł Ruben, są żółto-czerwonymi, mocno pachnącymi owocami mandragory - krzewiastej rośliny. Te owoce działają odurzająco i od dawna są znane jako afrodyzjaki. Pień z korzeniami mandragory nazywa się pokrzyk, i często przybierając kształt człowieka, odgrywał i dalej odgrywa dużą rolę w zabobonach jako magiczny środek sprzyjający płodności. Z powodu tej pobudzającej właściwości Rachela zapragnęła jabłek miłości od Lei, ale nie przydały się jej na nic. Dopiero zwrócenie się do Boga uczyniło ją płodną! Opowiadanie o dobrobycie Jakuba jest w wielu miejscach niezrozumiałe. Między innymi z tej przyczyny, że wielu wyrażeń hebrajskich nie można przetłumaczyć. Jednak sens opowiadania jest następujący: Jakub chce wrócić do domu i prosi Labana o rozwiązanie zobowiązującej przysięgi. Wprawdzie Laban mówi, że Jakub może zażądać zapłaty za swoją służbę i odejść, ale nie jest to takie proste. Późniejsze wydarzenia pokazują to dokładnie. Dla Labana Jakub jest obcokrajowcem bez własnej ziemi, zatem nie może być pełnoprawnym członkiem wspólnoty. Chociaż Jakub może wymagać zapłaty, to według poglądu Labana musi pozostawić swoją żonę i dzieci. Laban wskazuje później na takie prawo, gdy mówi: „Córki są moimi córkami i ich dzieci są moimi dziećmi" (por. Rdz 31,43). Jednakże Jakub uważa, że jako krewny Labana ma inne prawa niż jakiś obcokrajowiec. Pomimo to nie żąda żadnej określonej zapłaty, lecz gotów jest dalej pracować jako pasterz, jeśli tylko będzie mógł zatrzymać część przydzielonych mu zwierząt. Stada nierogacizny składają się głównie z jednobarwnych (białych) owiec i również głównie z jednobarwnych (czarno-brązowych) kóz. O wiele rzadsze są zwierzęta nakrapiane albo w pasy. Jakub proponuje Labanowi oddzielić od stada wielobarwne zwierzęta, a to co okaże się później nakrapiane lub w pasy w jednobarwnym stadzie, będzie należało do niego. Oboje zawierają taką umowę, godząc się na powyższe warunki. Dla opowiadającego istotne jest, by pokazać, że Jakub jest w dalszym ciągu przebiegłym człowiekiem i że tym razem samemu Labanowi nie udało się przeniknąć jego planów. Tak zinterpretowałbym tę opowieść: obietnica, że Bóg uczyni z Abrahama wielki naród, spełniła się w postaci licznego potomstwa Jakuba. Działanie błogosławieństwa przejawia się również w tym, że Jakub staje się bogaty, chociaż zaczął od służby u Labana. W tych zewnętrznych okolicznościach ukazuje się kierownictwo Boga. Opatrzność Boża będzie widoczna i w tym opowiadaniu i dotyczyć będzie głównie dzieci. Opowiadanie W mieście Charan, tam gdzie stał dawniej tylko dom hodowcy owiec - Labana, teraz stoi ich wiele. W starym domu ciągle jeszcze mieszka Laban. W międzyczasie jego córki i synowie zawarli małżeństwa. Na świat przyszły dzieci, Laban stał się dziadkiem. Dla tak wielu ludzi nie było już miejsca w starym domu, dlatego Laban zbudował najpierw drugi, potem trzeci, a w końcu jeszcze czwarty dom. Kazał także powiększyć magazyny, dziedziniec i wybudować nowy mur wokół wszystkiego. Teraz dwór Labana wygląda prawie jak mała ufortyfikowana wieś. W jednym z tych domów mieszkają Jakub, Lea i Rachela. Jakub jest u Labana już prawie dwadzieścia lat, a jego żony urodziły mu dwanaścioro dzieci. Najstarszy chłopak ma na imię Ruben. Ma dwanaście lat i jest już silny i dzielny. Wcześnie rano wychodzi na pastwisko z owcami swojego dziadka. Najczęściej zabiera ze sobą swoich braci: Symeona, Lewiego i Judę, którzy są trochę od niego młodsi. — Czy możemy także pójść z tobą? — błagają dziesięcioletni Dan i ośmioletni Neftali. Dziadek podarował im osła i jeżeli Ruben pozwoli, pojadą z nim na pastwisko. Gdy już przybyli na pastwisko i owce zaczęły skubać trawę, Ruben uczy braci dawnych zabaw pasterzy - mocowania się i walczenia przy pomocy laski pasterskiej. Często palcami sprawdza ich mięśnie ramion. Potem zwykle mówi do Dana i Neftalego: —Nie macie jeszcze żadnych prawdziwych mięśni. Jesteście jeszcze dzieciakami. Za dużo jeździcie na ośle zamiast chodzić na nogach. Pasterze muszą być silni i zahartowani, aby mogli walczyć z dzikimi zwierzętami i rabusiami. Czasem Ruben odcina grubą gałąź od krzewu, wyciąga z niej rdzeń i robi flet. Uczy braci starych tańców i pieśni pasterskich. Młodszemu rodzeństwu nie wolno jeszcze wychodzić na pastwisko, ale pomagają matkom i służącym przy pracy w domu. Gad i Aser każdego ranka i wieczoru chodzą po wodę do studni przed miastem. Kamienne schody prowadzą do źródła na dole. U góry przy schodach siedzą trzej pasterze. Przez cały dzień patrzą przed siebie głupkowato. Są zbyt starzy, żeby jeszcze iść z owcami na pastwisko. Jeden z nich ma okrągłą czerwoną twarz i podwójny podbródek. Kiedy przychodzą Gad i Aser, a on akurat nie śpi, za każdym razem woła: — Tu przychodzą dzieci Jakuba! Pokażcie swoje muskuły! Czy już jesteście tacy silni jak wasz ojciec? Kiedy przed wielu laty przyszedł do Charanu, zupełnie sam odsunął ten kamień od studni, tam na górze! Stary pasterz pokazuje w dal. — A tam przy tej studni — mówi — wasza babcia Rebeka poiła wielbłądy, kiedy sługa szukał żony dla Izaaka. Gad i Aser słuchają pasterza, chociaż zawsze opowiada im tę samą historię. Issachar i Zabulon są jeszcze za mali, żeby pójść do studni, ale i oni mogą być pożyteczni - przędą wełnę w domu. Zręcznie obracają wrzeciono swoimi małymi rękami. Najmłodsze z dzieci - siostrzyczka Dina i trzyletni Józef czołgają się wokół po dziedzińcu i bawią się kamieniami. — Kamienie to są owce! — mówi Dina do Józefa. — Czarne kamienie to czarne owce. Są twoje. Białe kamienie to białe owce. One należą do mnie. — Wszystkie owce należą do dziadka! — woła jakiś głos. To Laban. Wyszedł akurat ze swojego domu na dziedziniec, na którym bawią się dzieci. — Dziadzio! — woła Dina i rzuca się w ramiona Labanowi. Laban podrzuca ją w górę. Pozwala, żeby opadła i znów ją podrzuca. Dina aż piszczy z radości. — Mnie też rzuć w powietrze! — woła Józef i idzie do dziadka, kołysząc się na swoich krótkich nogach. Laban trzyma ręce za plecami. — Coś ci przyniosłem, Józefie — mówi. — Którą rękę wybierasz? Józef zna tę zabawę. Jeżeli mówi: „Ta ręka tutaj!" - to jest ona pusta. A kiedy mówi: „Ta druga ręka!" - to jest ona także pusta, ponieważ dziadek to, co trzyma w ręku za plecami, zawsze szybko przekłada do drugiej ręki. — Ta i ta! — woła Józef i pokazuje na obie ręce. Ktoś się śmieje pod drzwiami. To Jakub. Podchodzi do Józefa i gładzi go po głowie. — Jesteś przebiegłym chłopcem Józefie — mówi. — Dokładnie tak, jak twój dziadek! — Albo jak twój ojciec — odpowiada Laban śmiejąc się, po czym otwiera dłonie i wsuwa po daktylu do ust Dinie i Józefowi. — Chodź, Labanie — mówi Jakub. — Siądziemy sobie tu przy kamiennym stole w cieniu domu! Idzie do domu i wraca z placuszkami i talerzem pełnym oliwek. Mężczyźni jedzą. Patrzą na Dinę i Józefa, którzy znów bawią się kamyczkami. — Masz wspaniałe dzieci — mówi Laban. — Wszystkie są zdrowe — odpowiada Jakub. — Bóg mi pobłogosławił. — Czy jeszcze pamiętasz — mówi Jakub — jak przyszedłeś do mnie przed wielu laty? Gdy cię zapytałem, jak długo chcesz zostać u mnie, czy wiesz, co odpowiedziałeś? „Kilka miesięcy!" powiedziałeś. „Albo może rok". A teraz z tego roku zrobiło się prawie dwadzieścia lat. Jakub kiwa głową. — W ostatnim czasie dużo myślę o domu — mówi. — Czasem śni mi się w nocy miasto namiotów i namiot mojego ojca. Widzę go, jak leży na swoich poduszkach. Widzę też matkę z jej czarnymi warkoczami. I widzę Ezawa, jak łapie mysz przed namiotem. Czy Ezaw jeszcze ciągle mieszka we wsi namiotów i czy ciągle jeszcze gniewa się na mnie? Jakub wstaje. Idzie do bramy dziedzińca i patrzy w dal. — Chciałbym znów wrócić do domu — mówi do Labana. — Pozwól mi, żebym z Leą i Rachelą i moimi dziećmi udał się do Kanaanu. Już długo ci służyłem. — Nie mogę cię zmuszać, byś pozostał tu na zawsze — mówi Laban. — Odkąd jesteś u mnie, Bóg mi błogosławił. Już wcześniej byłem tu najbogatszym hodowcą bydła, ale teraz mam tak wiele owiec i kóz, tak wiele wołów i wielbłądów i tak dużo złota i srebra, jak nigdy dotąd. Dlatego ty także zasłużyłeś na nagrodę. Powiedz mi, co mam ci dać! — Dałeś mi już Leę i Rachelę; wszyscy też dostaliśmy od ciebie jedzenie i ubranie — odpowiada Jakub. — Ale ja chcę ci dać nagrodę — obstaje przy swoim Laban. Jakub zastanawia się. — Dobrze — mówi. — Zostanę u ciebie jeszcze około roku. Wszystkie owce i kozy, które się urodzą w tym czasie i będą miały białą wełnę, powinny należeć do ciebie. Ale wszystkie owce i kozy, które urodzą się w tym czasie i będą miały wełnę w kropki lub pasy, mają należeć do mnie. Laban chciał się głośno roześmiać, ale nie pokazał tego po sobie. „Kropkowane i pasiaste owce czy kozy zdarzają się przecież bardzo rzadko — myśli. — Ale dla mnie to same korzyści". — Zgadzam się — mówi głośno. Obaj mężczyźni podają sobie ręce. Potem Laban biegnie do swoich synów tak szybko, ile sił w nogach. — Ten Jakub jest już u nas dwadzieścia lat — mówi. — Ale nie zna się w ogóle na hodowli zwierząt. Opowiada im, jak postąpił z Jakubem. Wszyscy śmieją się na całe gardło z głupoty Jakuba. Ale kilka miesięcy później już się nie śmieją. Laban wyjeżdża na swoim ośle, żeby policzyć owce i kozy. Gdy dochodzi do Jakuba, dziwi się - gdziekolwiek spojrzy, widzi młode owce: czarne, pasiaste i kropkowane. Laban zaczyna liczyć: — Raz, dwa... cztery... sześć... dziesięć... Liczy przez kwadrans. Liczy pół godziny. Liczy godzinę. Pot spływa mu z czoła. Wreszcie zakończył. — Prawie czterysta owiec i kóz należy do Jakuba! — mruczy. — A do kogo należą tamte wielbłądy i bydlęta? — pyta jednego z pasterzy. — One należą do mojego pana, Jakuba! — mówi pasterz. — On wymienił owce i kozy na wielbłądy i bydlęta. Laban wskakuje na swojego osła i jedzie do domu. — Jak mu się to udało zrobić? — pyta synów. — On dokupił do naszych białych owiec - czarne, a do naszych ciemnobrązowych kóz - kilka białych — mówi jeden z synów. — I właśnie potem młode stały się nakrapiane i cętkowane. Jednak Jakub zna się trochę na hodowli bydła. — To nie zawsze się udaje — mówi Laban. — Ale Jakubowi wszystko się udaje. To jak czary. — Może jego Bóg jest potężniejszy niż nasz bóg domowy — mówi jeden z synów. — Coś takiego! — krzyczy Laban. Jeszcze długo urąga głośno, a w jego sercu jest ciemno z zazdrości i zawiści. opr. mg/mg W poszukiwaniu śladów Jezusa o. Wiesław Dawidowski zabiera nas do Hebronu. Tu, w grocie Makpela, znajdują się grobowce patriarchów Abrahama, Izaaka i Jakuba, przodków Jezusa. Zapraszamy na 8. odcinek wideobloga "Szukając śladów Jezusa". - Szukając śladów Jezusa musimy dotknąć rodowodu Jezusa – stwierdza o. Dawidowski. – Ewangelia św. Łukasza podaje nam imiona 77 przodków Jezusa. Które z tych imion są dla nas najważniejsze? – zadaje pytanie. - 3800 lat temu – może mniej, może więcej - wędrowiec Abraham, w morzu politeizmu, odkrył i ukochał Jedynego Boga. Idąc za Jego głosem przybył tu, do Hebronu, i rozbił swoje namioty niedaleko stąd pod dębami Mamre – o. Dawidowski wprowadza nas w opowieść o Abrahamie. – Tutaj, dla swojej zmarłej żony Sary, wykupił grotę na jej grób. Ciekawe, że Bóg obiecał Abrahamowi całą ziemię Kanaan, a tymczasem pierwszym kawałkiem przejętym na własność był pieczara przeznaczona na grobowiec. To są pierwociny przyszłej Ziemi Obiecanej. Abraham nie mógł przewidzieć, że wiele, wiele wieków później inny grobowiec, pusty grobowiec Jezusa stanie się gwarantem Ziemi Obiecanej – zwraca uwagę o. Dawidowski. Grobowce patriarchów i ich żon – Sary, Rebeki i Lei - istnieją do dziś, nakryte budowlą wzniesioną w czasach króla Heroda. - Mnie urzeka, że tradycja muzułmańska i żydowska nie zakamuflowała roli kobiet w historii zbawienia – mówi o. Dawidowski z wnętrza budowli, będącej obecnie meczetem. – Dla naszej wiary, dla naszej wiary chrześcijańskiej wszystkie te postacie nie są czymś obcym, ale są nam wrodzone. Bez nich nie zrozumiemy chrześcijaństwa i nie zrozumiemy siebie, bo w ich osobach ukrywa się Jezus i Kościół – przekonuje o. Dawidowski, stojąc w pobliżu grobowców patriarchów i ich żon. Oglądaj cały odcinek wideobloga o. Wiesława Dawidowskiego i jego opowieść z groty patriarchów Rodowód Jezusa u św. Łukasza – jak przypomina o. Dawidowski - kończy się słowami: był synem Seta, „syna Adama, syna Bożego” (Łk 3, 38). Jak rozumieć tę genealogię? Jaka jest wskazówka o. Dawidowskiego? - Wszyscy jesteśmy dziećmi tego samego Boga. A jeśli jesteśmy dziećmi tego samego Boga, to w pewnym momencie spotkamy się tu, po drugiej stronie – mówi o. Dawidowski wskazując na grobowce pieczary Makpela. - Ludzie zachowywaliby się inaczej myśląc o sobie w kategoriach synów i córek Boga – dodaje na zakończenie o. Wiesław Dawidowski. Wszystkie odcinki wideobloga o. Wiesława Dawidowskiego "Szukając śladów Jezusa" znajdzie w Augustianin, doktor teologii fundamentalnej, publicysta. W latach 2009-2013 był chrześcijańskim współprzewodniczącym Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów. W latach 2012-2021 był przełożonym prowincjalnym polskich augustianów. Autor tomików „Święty Augustyn” i „Święta Rita” w serii „Wielcy ludzie Kościoła”. Członek Zespołu Laboratorioum „Więzi”. Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć. Werner Laubi Opowiadania Biblijne © Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo „JEDNOŚĆ", Kielce 2005 ISBN 83-7224-973-3 Lea i Rachela Rdz 29,1-30 Uwagi wstępne Według hebrajskiego prawa dotyczącego małżeństwa i rodziny, mężczyzna zdobywał swoje żony przez ich kupno. Małżeństwo poprzedzały zaręczyny. „Zaręczyć się z kobietą" znaczyło: przez zapłacenie moharu (po hebrajsku „mohar" - kupować, wymieniać, nabywać) pozyskiwać prawo do kobiety. Wysokość moharu powinna była (wg Pwt 22,29) wynosić około 50 łutów srebra (725 gramów). Dla porównania: roczna płaca kapłana wynosiła (wg Sdz 17,10), z wyżywieniem i ubraniem, 10 łutów srebra (145 gramów), a za kawałek ziemi Machpela obok Hebronu Abraham zapłacił Efronowi 4,78 kg srebra. Zamiast pieniędzmi lub ziemiopłodami narzeczony mógł zapłacić także usługami, na przykład czynami walecznymi (1Sm 17,25!) lub jak Jakub starający się o Rachelę, służąc siedem lat u jej ojca, co stanowiło równowartość wyżej wymienionej sumy. Z czasem mohar stracił swoje znaczenie jako cena kupna i stał się prezentem ślubnym dla narzeczonej. W każdym razie Rachela i Lea miały za złe ojcu, że dochód z pracy Jakuba przywłaszczył sobie, a im nic nie dał (Rdz 31,14 n). Później okazało się, że Laban nie rozumiał jednak usług Jakuba jako mohar, gdyż uważał swoje córki i wnuczęta za swoją własność. Imię Lea znaczy prawdopodobnie „krowa", zaś Rachela - „owca maciorka". Przyjmuje się, że te imiona przechowują wspomnienie związane z historią kultury: plemiona wywodzące się od Lei były dłużej w Palestynie i już po pewnym czasie przeszły do hodowli bydła, gdy tymczasem te pochodzące od Racheli zajmowały się jeszcze hodowlą owiec. Podsunięcie Lei Jakubowi (zakaz poślubienia dwóch sióstr w Kpł 18,18n pochodzi przypuszczalnie z późniejszego czasu!) było potwornym czynem Labana. Można sobie wyobrazić śmiech całej rodziny, parobków i służących oraz ich złośliwe wypowiedzi rankiem po weselu! Trudno też uwierzyć, że Jakub nie zauważył zamiany aż do następnego dnia! Ale opowiadanie chce wyrazić o wiele więcej niż to, co widoczne - przebiegły, bardzo przebiegły Jakub znalazł wreszcie swojego mistrza w postaci Labana. Jednak nawet tym oszustwem kieruje przeznaczenie pochodzące od Boga: bez Lei nie byłoby żadnego Rubena, Lewi, Judy, a bez nich żadnego Mojżesza i Dawida. Patrząc z punktu widzenia Nowego Testamentu, musimy też powiedzieć - żadnego Jezusa z Nazaretu. Opowiadanie Już z daleka Jakub słyszy beczenie owiec, ale widzi zwierzęta dopiero wtedy, gdy dochodzi do zakrętu drogi. Stoją zwarte obok siebie na dużym placu. Plac jest twardy i zakurzony. Wcześniej może rosła tu trawa, ale ponieważ ciągle stały tu owce, darń obumarła. Pośrodku placu leży duży kamień. O cienistą stronę kamienia opierają się trzej pasterze i gapią się głupkowato. Gdy Jakub dochodzi do placu, widzi, że kamień leży nad otworem. Za kamieniem jest drewniana rynna wodopoju. Teraz Jakub wie, że jest tu zakopana w ziemi studnia i że pasterze przyszli tu, żeby napoić owce. — Hej! — woła Jakub. — Skąd jesteście? Trzej pasterze podnoszą głowy i ze zdziwieniem patrzą na Jakuba zaspanymi oczami. Jeden z nich - o okrągłej czerwonej głowie i podbródku - pokazuje palcem na miasto i mówi: — My jesteśmy z Charanu, a skądże by? A skąd ty przychodzisz? — Z Kanaanu — odpowiada Jakub. — Idę do mojego wujka Labana. Znacie go? — Labana? Zna go każdy w Charanie — mówią pasterze jednocześnie. — Czy dobrze mu się powodzi? — chce wiedzieć Jakub. — Czy dobrze mu się powodzi! Laban jest najbogatszym człowiekiem jak okiem sięgnąć. Ma najładniejsze owce i kozy oraz najwięcej sług i służących. Ma wielbłądy, bydło, srebro i złoto. Także dwie córki, z których młodsza - Rachela jest najładniejszą dziewczyną w całej okolicy. Z miejsca bym się z nią ożenił! — Ale ona na pewno nie wyszłaby za ciebie — mówi drugi pasterz i wszyscy trzej śmieją się. — Dlaczego nie odsuniecie kamienia, żeby dać pić waszym owcom? — chce wiedzieć Jakub. — Tego nam nie wolno — mówi pasterz z podbródkiem. — Musimy czekać do zachodu słońca, aż wszyscy pasterze z okolicy ze stadami przyjdą tutaj do wodopoju. Dopiero wtedy można odsunąć kamień. — Ale jest jeszcze daleko do wieczoru — odpowiada Jakub. — Słońce stoi jeszcze wysoko na niebie. Można by przecież dać wody owcom, a potem znów pójść na pastwisko! — Nie mieszaj się w nasze sprawy! — mówi pasterz z podbródkiem i jego oczy iskrzą się ze złości. — Od najdawniejszych czasów istnieje prawo mówiące o tym, że wolno odsunąć kamień dopiero, gdy są tu wszyscy. Jakub chce już odejść, wtedy jeden z pasterzy pokazuje w dal i woła: — Patrz! Tam idzie Rachela! Młoda dziewczyna pędzi stado owiec po równinie. Ma ciemnobrązowe loki, jej policzki są różowe, a zęby śnieżnobiałe. Gdy dochodzi do kamienia, ujmuje się rękami pod boki ze złością i patrzy na trzech pasterzy. — Znów nie odsunęliście kamienia, wy leniuchy! — woła. — Kiedy się złościsz, jesteś jeszcze ładniejsza niż zwykle! — mówi pasterz z podbródkiem i wszyscy trzej śmieją się. Oczy Racheli iskrzą się z gniewu. — Odsuńcie kamień! — rozkazuje. — Prawo zabrania tego, moja droga — mówi pasterz. — Można dopiero wtedy odsuwać kamień, gdy są tutaj wszyscy pasterze ze swoimi stadami. — Prawo! Prawo! — woła Rachela. — Nie prawo zabrania tego, ale wasze lenistwo! Chcecie tylko siedzieć w cieniu aż do wieczoru, zamiast paść owce. Gdybym była mężczyzną, odsunęłabym kamień spoza waszych pleców, byście wpadli do wody! — Gdybym była mężczyzną! — przekomarza się pasterz. — Ale nie jesteś mężczyzną. Jesteś tylko małą dziewczynką, nie masz w ogóle nic do powiedzenia! — Ja odsunę kamień! — Jakub rzuca na ziemię swoje zawiniątko. Rachela wpatruje się w cudzoziemca. — Kim ty jesteś? — pyta. Jakub nie odpowiada. Uśmiecha się do Racheli i podchodzi do kamienia. — Słuchajcie blagiera! — woła pasterz z podbródkiem. — My w trójkę z trudem poruszamy kamień z miejsca, a on chce to sam zrobić? Jakub opiera się o kamień. Jego głowa staje się czerwona z wysiłku, mięśnie napinają się. Rachela przestępuje z nogi na nogę z irytacji. Wtedy kamień porusza się. Trzej pasterze podskakują. Urągają. Zaciskają pięści. Jakuba to nic nie obchodzi. Kamień toczy się na bok. Koło studni leży skórzany worek. Jest przymocowany do długiej liny. Jakub rzuca worek do studni. Worek napełnia się wodą. Jakub wyciąga go jednym ruchem ręki i wlewa wodę do rynny wodopoju. Owce pchają się do rynny i piją. Rachela śmieje się. W jej policzkach robią się dwa dołeczki. — Ale ty jesteś mocny! — woła do Jakuba. — Kim ty jesteś? Wtedy Jakub podchodzi do Racheli i obejmuje ją. — Jestem Jakub! Syn Izaaka i Rebeki! Rebeka jest siostrą twojego ojca! Jakub całuje Rachelę prosto w usta. Policzki Racheli stają się bardziej czerwone. Odrywa się od Jakuba i odbiega. Jakub spędza owce i rusza w drogę do miasta. Po krótkim czasie wychodzi mu naprzeciw jakiś mężczyzna. Jest mały i silny. Jego oczy przebiegle patrzą na świat. Na głowie nosi białą chustkę przeciw słońcu. Mężczyzna spieszy do Jakuba i obejmuje go. — Witaj Jakubie! — mówi. — Jestem twoim wujem Labanem. Co sprowadza cię do nas? Prawdopodobnie nic złego! Popatrz, tam jest mój dom! Chodź i odpocznij u nas! Laban bierze Jakuba za rękę i prowadzi go ze sobą. Dom Labana stoi poza murami miasta. Jest podobny do domu, w którym przed wielu laty mieszkał już Eliezer. Dom zbudowany jest z nie wypalonych cegieł. Ma płaski dach i duży dziedziniec, z którego na dach prowadzą schody przy zewnętrznej ścianie. Wokół dziedzińca ciągnie się mur z kamienia. Na dziedzińcu stoi wielu ludzi: żona Labana, jego synowie i córki, a także kilku parobków i służących. Śmieją się, klaszczą w dłonie i ciekawie patrzą na Jakuba. Rachela już wszystko im opowiedziała. Jakub pozdrawia swoją ciotkę, swoich kuzynów i Leę - starszą z dwóch sióstr. Lea jest wyższa, grubsza i bardziej ociężała niż Rachela. Jej oczy nie błyszczą tak jasno, jak oczy jej siostry. — Chodź Jakubie! — mówi Laban. —Chcemy podziękować naszemu bóstwu domowemu, że miałeś taką dobrą podróż. Laban i Jakub idą do domu. Dom ma tylko jeden pojedynczy pokój z małym oknem. W niszy w murze stoi mała postać z drzewa przedstawiająca mężczyznę. — To jest nasze bóstwo domowe — informuje Laban. Wylewa trochę oliwy na figurę, po czym klęka na ziemi. Jakub robi to samo. Laban modli się: — Dziękuję ci boże mojego domu i mojej rodziny, że towarzyszyłeś Jakubowi w jego podróży i że nie stało się mu nic złego. Pobłogosław jego i nas wszystkich. Amen. — Chciałbym też jeszcze podziękować mojemu Bogu — mówi Jakub. — Gdzie go masz? — pyta Laban. — Nie ma żadnej Jego figury — odpowiada Jakub. — Ale On rozmawiał z moim dziadkiem i z moim ojcem. I On rozmawia także ze mną. — Więc my także chcemy podziękować twojemu Bogu — mówi Laban. Jakub modli się: — Dziękuję Ci Boże mojego dziadka Abrahama, że zdrowego doprowadziłeś mnie do wuja. Pobłogosław jego rodzinę i jego trzody. Amen. Laban i Jakub wstają i wychodzą znów na dziedziniec. — Na cześć naszego gościa urządzimy ucztę! — woła Laban. — Wy tam obaj słudzy. Zabijcie pięć owiec! A ty Rachelo możesz razem z Leą upiec chleb! Dziewczyny i słudzy wybiegają pozostali siadają w kręgu na dziedzińcu. Teraz Jakub musi opowiadać o swoim domu. Mówi o Izaaku, Rebece i o swoim bracie Ezawie; opowiada również historię o potrawie z soczewicy i o błogosławieństwie ojca. — Ty jesteś przebiegłym człowiekiem Jakubie — mówi Laban. — Jak długo chcesz u nas pozostać? — Kilka miesięcy. Może rok. Mogę ci pomagać przy pracy. Laban drapie się w czoło. — Jestem najbogatszym hodowcą owiec jak okiem sięgnąć — mówi. — Nikt nie ma tak wielkich trzód jak ja, ale mam o wiele za mało pasterzy dla moich owiec i kóz. Mógłbym dobrze wykorzystać młodego i silnego człowieka, jakim ty jesteś. — Do tego się nadaję — odpowiada Jakub. — W domu też pasłem owce. — Dobrze — mówi Laban. — Jutro wyjdziemy do trzód. Pokażę ci miejsca pastwisk. Wschodzi księżyc. Laban snuje opowieści o przeszłości: — Przed wielu laty nasza cała rodzina mieszkała tu w Charanie -mój pradziadek Terach ze swoimi trzema synami: Abrahamem, Nachorem i Haranem. Haran wcześnie umarł, a pewnego dnia Abraham przeniósł się w inne miejsce. Tylko mój dziadek Nachor pozostał tutaj, mieszkał wtedy tylko w jednym namiocie. Później mój ojciec Betuel wybudował to gospodarstwo, więc mamy solidny, mocny dom. Podczas gdy my mężczyźni spędzamy większość czasu na zewnątrz przy owcach, nasze kobiety sadzą tutaj warzywa i trochę zboża. Jest już późno w nocy, gdy Laban wstaje i mówi: — Koniec na dziś! Jutro musimy wcześnie wstać. Ty Jakubie, możesz spać dziś w nocy na płaskim dachu. Rachela spieszy do domu, po czym wraca ze skórą owcy. — Abyś nie zmarzł, Jakubie! — mówi zawstydzona. Jakub idzie na dach po wąskich schodach. Przykrywa się owczą skórą chociaż nie jest zimno. Zanim zasypia, myśli o Racheli. Następnego ranka wstaje wcześnie. Laban pokazuje mu miejsca pastwisk. Kilka z nich leży przed miastem Charan, inne są daleko. Już dzień później Jakub pasie owce i kozy Labana. Na noc pędzi owce do zagród, gdzie są zabezpieczone przed dzikimi zwierzętami i rabusiami. Teraz Jakub już nie widzi Racheli. Ale w dzień i w noc myśli o niej. Jakub jest już u Labana ponad miesiąc. Pewnego dnia Laban przejeżdża na swoim mule obok Jakuba. Przywozi mu chleb, oliwki, figi i rodzynki dla pasterzy. Liczy owce i kozy, po czym mówi: — Ty jesteś dobrym pasterzem, Jakubie. Żadne zwierzę nie zginęło. Nie chcę żebyś darmo pracował dla mnie. Powiedz mi, co mam ci dać jako zapłatę? Jakub zastanawia się. Wie dokładnie, czego chce, ale przecież nie może tego powiedzieć otwarcie! — Cieszę się, że mogę być u ciebie, Labanie — mówi po chwili. — Ty dajesz mi jedzenie, a poza tym nic więcej właściwie nie potrzebuję. — Ja jednak chcę ci coś dać! — Nie wiem czy...., czy... — twarz Jakuba mocno się czerwieni. — Czy co? — Czy mogę to dostać. — Co? Mówże wreszcie! — Tę... tę... Rachelę! —jąka się Jakub. — Już o tym pomyślałem! — woła Laban. — Już pierwszego wieczoru nie spuszczała z ciebie wzroku. I każdego dnia pyta w domu: „Jak się powodzi Jakubowi? Czy Jakub ma naprawdę dosyć jedzenia? Mam nadzieję, że Jakubowi podoba się u nas!". — Lubię Rachelę — mówi Jakub. — Daj mi ją za żonę, Labanie! Chcę pracować dla ciebie przez siedem lat, jeżeli tylko będę mógł ją poślubić. Laban mruży oczy. — Lepiej będzie, jeśli dam ją tobie za żonę niż jakiemuś obcemu — mówi. — Za siedem lat możesz ją poślubić! Jakub ściska Labana. Tańczy i podskakuje z radości. — Rachela będzie moją żoną! — woła. Siedem lat to długi czas, ale Jakubowi mijają one jak kilka dni, tak bardzo kocha Rachelę. W końcu nadchodzi upragniony dzień wesela. Laban przygotował wielką ucztę, zaprosił wielu pasterzy oraz przyjaciół z Charanu i z okolic miasta. Po jednej stronie dziedzińca siedzą mężczyźni, po drugiej kobiety. Kobiety mają twarze zasłonięte chustami, tylko im oczy wyglądają, ale Jakub poznaje Rachelę. Kiwa w jej kierunku. „Dzisiaj zostanie moją żoną" — myśli. Przez cały dzień mężczyźni jedzą i piją. Muzykanci przygrywają. Wieczorem zapalone zostaje ognisko. Laban przebiegle patrzy na Jakuba. Czasem wydaje się Jakubowi, jak gdyby Laban i jego synowie śmiali się za jego plecami. W końcu Laban mówi do Jakuba: — Teraz idź do domu! Dzisiejsza noc należy do ciebie i twojej żony. Zaraz przyprowadzę ci Rachelę. Jakub idzie do domu. W pokoju jest zupełnie ciemno. Jakub czeka. Otwierają się drzwi... — Tu jest twoja żona! — mówi Laban w ciemności. Jakub obejmuje Rachelę, a Laban wychodzi i zamyka za sobą drzwi. Na dziedzińcu ludzie śpiewają i śmieją się aż do późnej nocy. Jakub budzi się wcześnie rano. Z góry, przez małe okno przy ścianie, padają promienie słońca. — Dzień dobry, Rachelo! — woła Jakub i całuje swoją żonę. Nagle ogarnia go strach. — Ty... jesteś... ty nie jesteś Rachelą! — woła przerażony. — Ty jesteś Lea! Lea śmieje się. — Ja jestem twoją żoną! — mówi. — Ale przecież, ja Rachelę... Naraz otwierają się drzwi i do pokoju wchodzi Laban, głośno się śmiejąc. — Przyprowadziłem ci Leę wczoraj w nocy — mówi. Jakub zrywa się. Jego twarz jest czerwona z gniewu. — Nie za Leę pracowałem — krzyczy — ale za Rachelę. Przez siedem lat! A teraz mnie oszukałeś! — Uspokój się Jakubie! — mówi Laban. — U nas jest zwyczaj, że najpierw wychodzi za mąż starsza siostra, a potem dopiero młodsza. — Nie chcę Lei! — woła Jakub. — Chcę Rachelę! — Możesz mieć za żonę i Rachelę. Już jutro możesz się z nią ożenić, ale wtedy musisz jeszcze raz paść owce przez siedem lat! — Ty oszuście! — mruczy Jakub. Ale ponieważ tak kocha Rachelę, zgadza się. Kilka dni później poślubia ją. I znowu siedem lat, które musi pracować za nią, mijają mu jak kilka dni. opr. mg/mg

biblijny syn jakuba i lei